W 2012 roku byłem w Iranie, a latem tego roku w USA (lipiec 2017).
Przede wszystkim odmówiono mi dostępu do systemu ESTA (jestem obywatelem UE). Musiałam stawić się w ambasadzie USA w moim kraju i zapłacić 200 dolarów opłaty za rozpatrzenie wniosku wizowego. Zostało to zaakceptowane, ale to na tym się nie kończy.
Lądowanie w JFK, zostałam zabrana przez ochronę kraju do pokoju z bandą innych osób. Zabrali mój bagaż i musiałem zostać prawie dwie godziny (prawie przegapiłem lot do LAX!) bez żadnego wyjaśnienia. Żadne telefony nie były dozwolone, przerwy w łazience nie były dozwolone, nie było żadnej łączności z nimi. Bardzo niewygodne. Władze były bardzo niegrzeczne w tym procesie i nie dawały żadnego wglądu w to, dlaczego zostałem zatrzymany. Angażując je konstruktywnie, prosząc o horyzont czasowy, kazano mi się zamknąć i usiąść. Mniej więcej warunki więzienne.
W końcu po prostu dali mi paszport i chrzątali do mnie, a ja musiałem w zasadzie sprintować przez cały JFK, żeby złapać lot.
Więc nie zamyka to drzwi, żeby wyjechać do USA. Należy jednak zastanowić się, czy naprawdę warto, bo najprawdopodobniej otrzyma się takie samo traktowanie jak powyżej.
To pochodzi od nordycko wyglądającego mężczyzny ze skandynawskim paszportem